tiny desk in the middle of the mindful sea

While spending some time on the cost I try to freeze some moments in time so that I could bring them with me to Warsaw. 

I trully miss the sea - if you watch or read what I show here you know it already. 
Watching the sea gives me perspective and true power. Lately I often think it is actually the same thing. 

I belive I can dive into my deepest, graviest thoughts if only I'm alone, sourrounded by the sea and the forrest. Nothing calms my nerves so much.

Well, almost nothing ;) 

So today - some sea for the ones who miss it the most and believe they can fly. I do! 

Spędzając trochę czasu nad morzem, staram się zachować choć kilka chwil w czasie, abym mogła zabrać je ze sobą do Warszawy. 

Naprawdę tęsknię za morzem - jeśli oglądasz lub czytasz to, co tu ląduje, to pewnie już dobrze o tym wiesz. 
Obecność i wpatrywanie się w morze daje mi perspektywę i prawdziwą moc. Ostatnio często myślę, że to właściwie to samo. 

Wierzę, że mogę zanurzyć się w moje najgłębsze, najcięższe myśli, jeśli tylko jestem sama, otoczona przez morze i las. Nic tak nie uspokaja moich nerwów.

Cóż, prawie nic ;) 

Więc dzisiaj - trochę morza dla tych, którzy tęsknią najbardziej i wierzą, że potrafią latać. Ja potrafię! 

new ways of travel

Podróżując ostatnio zastanawiałam się nad pewnym zjawiskiem….

T E L E F O N E M W N A D M I A R Z E

Gdzie nie spojrzałam ktoś, bez względu na wiek (z wyjątkiem uroczych emerytów bardziej starszych - ślę ukłony!), spoglądał częściej w ekran telefonu aniżeli na otaczający świat. Podejrzewam, że wspomniane '“zjawisko” nie jest odkrywczym. Niemniej jednak nadal mnie zdumiewa.

Nie wiem jak Wy ale ja lubię zaszyć się w kawiarni albo na schodach gdzieś w centrum wydarzeń (w Hiszpanii, Wietnamie czy Warszawie) i obserwować. Tak obserwować! Ludzi, miejsca, zjawiska atmosferyczne, architekturę, akcję, a nawet jej przemiły brak.

I nie stronię przy tym od telefonu - o nie, żeby była jasność. Używam i korzystam z wszelkich atrakcji związanych z przyłączeniem się do sieci. ALE - nie zastępuje mi to otaczającego świata.

A Wam? i Waszym dzieciom??

Ciekawa jestem Waszych spostrzeżeń.

***

I am constantly amazed by the view. And I’m not talking about the lovely Mijas city now. Why we let the phone to steel the world’s beauty which surrounds us? I’m still the observer who likes to sit somewhere and simply contemplate the reality we live in. What I see lately while traveling is constant focus on the phone screen.

I do use it and I am happy to be connected wherever I am if I need it. But I’d rather sit in a cafe or other place and enjoy the city rush, people in action (or not), architecture… There’s plenty to see beside your phone I believe. And it doesn't really matter where you are, if it’s Spain, Viet Nam or Warsaw.

And what are your observations?

street photography

grand hotel sopot

Chętnie przeszłabym się teraz po plaży albo jeszcze lepiej, po molo. W Sopocie. Tyle wspomnień! Zastanawiacie się skąd tu tyle ludzi w październiku? Dobre pytanie. Otóż zdjęcia są z połowy lipca. A tego roku mieliśmy w Polsce przepiękne i upalne lato prawda? Prawda. Zatem trzeba mieć niesamowite szczęście by "ustrzelić" tak jesienną aurę w porze idealnie letniej. Chwilami myślę, że idę w ślady Christophe Jacrot, przynajmniej w kwestiach pogodowych ;)

A post miał być o tej przepięknej parze czekajacej na Was w oknach Grand Hotelu ;) kto poszuka - odnajdzie ;)

Do zobaczenia!

Oh, how I would go for a walk along the shore or even better a lovely pier in Sopot. So many memories! Are you wondering why there are so many people walking in October? Good question. Well, the pictures are from mid-July. And this year we had a beautiful and hot summer in Poland, right? Truth. Therefore, you must have incredible luck to "shoot" such an autumn aura in a perfectly sunny season. Sometimes I think that I could follow Christophe Jacrot, at least in the matter of weather ;)

And the post was supposed to be about this beautiful couple waiting for you in the windows of the Grand Hotel ;)

See you later!

a great journey

Most of parents will admit that having children is one of the greatest and most interesting journeys of their lives. It is wonderful, unforgettable, unique. This is how I feel it.

But I am a realist (yes, yes - those who really know me - know it well) and I wouldn't  be myself if I didn't write that it can tire you out my friend - ooo yes, it really can! It is a full-time job that never ends. It is much more demanding and surprising than any of us could have ever imagined. Because let's be frank - I don't believe that you were ready for the job, right?
With children, deep emotions are born, stronger than any previously known to us. And I'm not talking here about the sometimes irritating pink-and-blue love and tenderness, but about the worst fear of all. Fear for your child. And about the strength that accompanies it - the strength of child's mother and father, ready to fight for all they have.
Yes - this journey is full of extreme emotions and a huge variety of surprises, but fortunately for most of us love and daily joy happen much more often than en extreme fear. Let's hope it will stay this way.

 

Today is a children's day - which I personally also treat as another parent's day ;)

LET'S CELEBRATE IT!

Have you already got plans? We go for ice creams, movie and the books. 

 

 

ps. huge thanks to Kasia for the possibility of sharing photos from one of our sessions ;)

***

Znakomita większość rodziców przyzna, że posiadanie potomstwa to jedna z najciekawszych i zarazem najdłuższych podróży ich życia. Jest cudowna, niepowtarzalna, niesamowita. Swoją tak właśnie odbieram.

Ale jestem realistką (tak, tak - ci którzy mnie naprawdę znają, dobrze to wiedzą) i nie byłabym sobą, gdybym nie napisała, że potrafi dać w kość - oj potrafi! Jest to bowiem nieprzerwana praca na cały etat, na zawsze. Jest znacznie bardziej wymagająca i zaskakująca niż ktokolwiek z nas mógł przewidzieć. Bo umówmy się - nie uwierzę, że byliście gotowi. 

Z dziećmi rodzą się w nas emocje silniejsze od wszelkich znanych nam wcześniej. I nie mówię tu jedynie o wszechobecnej różowo-niebieskiej miłości i tiu-tiu czułości ale o najgorszym z najgorszych lęków. Lęku o nasze dziecko. I o towarzyszącej mu sile - sile matki i ojca, gotowych na walkę o najcenniejsze.

Tak - ta podróż obfituje w skrajne emocje i ogrom najróżniejszych niespodzianek, choć na szczęście dla większości z nas splot zapracowania z miłością i codzienną radością przeważają napotykane niekiedy lęki. I niech tak zostanie!

 

Dzisiaj dzień dziecka - który osobiście traktuję także jako dzień rodzica ;)

UCZCIJMY GO!

Macie już plany? U nas kino, lody i książki ;))

 

 

ps. ogromne podziękowania dla Kasi za możliwość udostępnienia zdjęć z jednej z naszych sesji ;)

 

 

A HAPPY CHILD IS ALWAYS A PARENT'S JOY!